W pierwszych dniach pracy nowego Sejmu w Polsce pojawiło się więcej emocji niż w telenoweli. Roman Giertych, długo ukrywający się przed wymiarem sprawiedliwości, może teraz odetchnąć z ulgą. Żaden prokurator nie podniesie już na niego ręki – teraz może zasłonić się immunitetem.
Szymon Hołownia, znany z prowadzenia programów rozrywkowych, został mianowany marszałkiem Sejmu. Teraz, zamiast decydować o losach uczestników teleturniejów, będzie musiał panować nad emocjami w politycznym show. Doświadczenie zdobyte podczas prowadzenia programów z pewnością się przyda – przecież zarządzanie grupą polityków to niemal jak prowadzenie programu rozrywkowego, tylko z mniejszą ilością konfetti.
Jarosław Kaczyński, z kolei, nie mógł przeboleć odrzucenia kandydatury pani Elżbiety Witek na wicemarszałka Sejmu. Jego reakcję można by opisać słowami Tadeusza Boya-Żeleńskiego: „Takiej dostał dziwnej manii, Że chciał tylko od Stefanii.” Cóż, nie zawsze wszystko idzie zgodnie z planem.
Prezydent Andrzej Duda ostrzegł większość sejmową przed popadaniem w pokusy Jakobinizmu. Wszyscy zastanawiają się, czy Duda będzie na tyle zdeterminowany, aby skorzystać z instrumentów, którymi może wykorzeniać te pokusy. Jednak większość sejmowa już kombinuje, aby „przywracać” praworządność w taki sposób, by omijać konstytucję. Pani Ewa Łętowska i jej eksperci twierdzą, że to wszystko będzie zgodnie z prawem (uchwały zamiast ustaw).
Prezydent powierzył misję tworzenia rządu Mateuszowi Morawieckiemu. Były premier zapowiada wielkie zmiany kadrowe. Ciekawym posunięciem byłoby, gdyby Morawiecki obsadził rząd fachowcami spoza Sejmu, a może nawet bezpieczniakami w stylu Generała Dukaczewskiego. Ciekawe, czy Donald Tusk podniósłby wtedy na nich rękę? Podobnie jak za czasów Marka Belki, gdy niewiele partii przyznawało się do jego rządu, a i tak dostał wotum zaufania. Zarówno Belka, jak i Morawiecki, zdają się mieć coś wspólnego – obaj dorobili się swoich pseudonimów operacyjnych. Belka z polskich służb bezpieczeństwa, a Morawiecki ze Stasi. Czy to przypadkowa zbieżność czy jakaś tajemnicza tradycja polskiej polityki?