Lewica czy prawica? Kluczowe wybory we Francji

Spektakularny wzrost RN jest nie do zignorowania, ale byłoby naiwnością lekceważyć zdolność systemu politycznego zdominowanego przez lewicę.

Sondaże były trafne: wzmacniając impet z wieczoru wyborów europejskich, Rassemblement National (RN) i jego sojusznicy wyszli na prowadzenie w pierwszej turze wyborów parlamentarnych we Francji. W przededniu drugiej tury zobaczymy zażarte bitwy, które surowo przetestują „front republikański” wobec nieubłaganego wzrostu narodowej prawicy we Francji.

Oficjalne dane opublikowane przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych potwierdzają prognozy ankieterów: RN i jego sojusznicy zdobyli 33,14% głosów, wyprzedzając lewicową koalicję Nowy Front Ludowy (NFP) (28%) oraz Ensemble Emmanuela Macrona (20%).

Sytuacja polityczna wynikająca z tych wyników jest wysoce złożona. Najbardziej oczywistą lekcją z wyborów jest bolesne odrzucenie prezydenta Macrona, który spada na trzecie miejsce i zalicza znaczny regres w porównaniu do wyborów z 2022 roku. Jest prawdopodobne, że partia prezydencka będzie miała trudności z osiągnięciem stu mandatów.

W obliczu upadku Macrona, wzrost RN jest spektakularny. Między 2022 a 2024 rokiem RN przeszło od 4 do 12 milionów wyborców. Jednak nie należy lekceważyć impetu lewicy, która zgromadziła prawie 10 milionów głosów.

Od momentu ogłoszenia wyników, wieczorem 30 czerwca, rozpoczęła się walka o wycofania i porozumienia. O godzinie 18:00 2 lipca mija koniec okresu składania kandydatur do drugiej tury. Widzimy znaczną liczbę „trójkątów” – czyli okręgów, w których w drugiej turze mogą stanąć trzej kandydaci, co rodzi pytanie o sojusze między partiami, aby zapewnić zwycięstwo jednej lub drugiej stronie.

Z tej perspektywy panuje największe zamieszanie. Nie tak dawno temu RN wygodnie odgrywało rolę jedynego straszydła w polityce francuskiej, będąc celem wszystkich zarzutów. Ale te dni minęły. Kordon sanitarny rozpadł się. Skrajna lewica, ucieleśniona przez partię La France Insoumise Jean-Luca Mélenchona, która pociąga za sznurki koalicji NFP, teraz również przyciąga dezaprobatę z powodu swoich skandalicznych i niebezpiecznych stanowisk – koalicji, która łączy „szalonych antykapitalistów, znanych antysemitów, ludzi, którzy współpracowali z islamistami mającymi szalony program gospodarczy”, jak przypomina Marion Maréchal. Dobrze naoliwiona machina „frontu republikańskiego” przeciwko RN załamała się i może nie działać już tak dobrze jak wcześniej.

Jednak byłoby naiwnością lekceważyć zdolność obecnego systemu politycznego zdominowanego przez lewicę. Istnieje bowiem polityczny romans pomiędzy lewicową koalicją a makronizmem, o czym świadczą pewne lokalne porozumienia. Na przykład przedstawiciel NFP ogłosił, że wycofuje się, aby umożliwić wybór byłej premier Macrona, Elisabeth Borne. Podobnie makronista powiedział, że wycofuje się, aby umożliwić zwycięstwo Louis Boyardowi – jednemu z najbardziej ekstremistycznych i niebezpiecznych posłów z La France Insoumise.

Wieczorem 30 czerwca na platformach telewizyjnych różne formacje polityczne lewicy i centrum spędzały czas na rozdawaniu sobie nawzajem certyfikatów honorowości i republikanizmu. Czy RN będzie w stanie zapewnić sobie bezwzględną większość za tydzień zależy w dużej mierze od tych porozumień dotyczących wycofań. Bezwzględna większość jest w zasięgu ręki, jeśli nie będzie wycofań, ponieważ RN zazwyczaj prowadzi w wyborach trójkątnych. Z drugiej strony jego zadanie stanie się bardziej skomplikowane, jeśli „haniebne kompromisy” potępione przez Érica Ciottiego, prezesa partii Les Républicains sprzymierzonej z RN, zdołają się zmaterializować.

W walce francuska lewica i skrajna lewica korzystają z ulicy. Zaraz po ogłoszeniu wyników, „spontaniczne” wiece przeciwko RN zostały zorganizowane w całej Francji z hasłami przeciwko faszyzmowi. Pod względem oporu w Paryżu, na Place de la République, gdzie stoi alegoryczny pomnik Republiki odziedziczony z epoki Julesa Ferry’ego i Léona Gambetty, szalały flagi algierskie i palestyńskie.

Jednak w równaniu pozostaje jeszcze jeden nieznany czynnik: nasycenie wyborców wobec tych machinacji partii lewicowych i im podobnych, które robią wszystko, aby zachować swoje terytorium. Lokalnie niektórzy posłowie, bardziej świadomi lokalnej równowagi sił, rozważają również alternatywną drogę i nie doceniają instrukcji narzucanych przez Paryż. Wielu Francuzów marzy teraz o wywróceniu stołu i może zignorować wezwania do ratowania „Republiki w niebezpieczeństwie” z akcentami godnymi 1793 i 1936 roku.

Ordynacja wyborcza we Francji a w Polsce

Ordynacja wyborcza we Francji różni się znacznie od polskiej. Francja stosuje system większościowy w wyborach do Zgromadzenia Narodowego, gdzie wybory odbywają się w dwóch turach. Kandydaci muszą uzyskać ponad 50% głosów w pierwszej turze, aby zdobyć mandat. Jeśli żaden z kandydatów nie osiągnie tej liczby, do drugiej tury przechodzą kandydaci, którzy zdobyli co najmniej 12,5% głosów wyborców w danym okręgu. W drugiej turze zwycięża ten kandydat, który zdobędzie największą liczbę głosów.

W Polsce stosuje się system proporcjonalny w wyborach do Sejmu, gdzie mandaty przydzielane są proporcjonalnie do liczby głosów zdobytych przez partie polityczne w skali kraju. Próg wyborczy wynosi 5% dla partii i 8% dla koalicji. W wyborach do Senatu, podobnie jak we Francji, stosowany jest system większościowy, ale wybory odbywają się w jednej turze, a zwycięzcą zostaje kandydat z największą liczbą głosów.

Różnice te wpływają na dynamikę polityczną w obu krajach. System większościowy we Francji sprzyja powstawaniu silnych partii i koalicji, które mogą zdobyć większość mandatów, nawet jeśli nie mają większości głosów. Z kolei system proporcjonalny w Polsce zapewnia reprezentację szerszego spektrum politycznego, co może prowadzić do bardziej zróżnicowanego parlamentu, ale również do trudności w formowaniu stabilnych rządów koalicyjnych.

Lewica nie zdaje sobie sprawy, że popełnia błędy i kopie sobie własny grób, stając się coraz bardziej pogardliwa, odrażająca i ideologiczna. Jak Jean-Luc Mélenchon, który zabrał głos, aby zmobilizować swoje oddziały z propalestyńskim aktywistą noszącym kefiję u boku, albo dziennikarz sportowy Benjamin Bernard, który wziął mikrofon, aby wyrazić swoje zdumienie z życia w kraju z dwunastoma milionami „skurwysynów”.

Jak mówi francuskie przysłowie, „octem nie złapie się much” (on n’attrape pas les mouches avec du vinaigre). Wyczerpani i na skraju wytrzymałości Francuzi czekają na trochę miodu. Na razie ani lewica, ani centrum makronistyczne nie wydają się być gotowe, aby im go dać.

Wspieraj "W Oparach Absurdu"!

Jeśli cenisz niezależność, głębię i odwagę w dziennikarstwie, rozważ postawienie nam kawy na BuyCoffee.to. Każde wsparcie pomaga nam kontynuować naszą misję odkrywania i dzielenia się z Wami prawdziwymi historiami. Dołącz do naszej społeczności pasjonatów i bądź częścią zmiany! ☕